Cześć. Trudno się zebrać do pisania, pewnie z gadaniem byłoby łatwiej.
Trochę czasu już minęło odkąd przeczytałam tę powieść, emocje osłabły, przemyślenia zyskały dystans, szczegóły uleciały z głowy... Muszę się też do czegoś przyznać, mimo że zaproponowałam ten tytuł, to nie należę do fanów samej autorki. Tak naprawdę jest to pierwsza jej książka, którą dokończyłam, kilka innych z wyrzutem stoi na półkach i jakoś nie mogę do nich wrócić - chyba jednak nie mój rodzaj wrażliwości pisarskiej. Tę książkę dokończyłam, a nawet - by odświeżyć sobie szczegóły, zaczęłam czytać po raz drugi. A wszystko za sprawą głównej bohaterki i narratorki pani Janiny Duszejko.
Książka napisana jest z jej perspektywy, co oczywiście nam, czytelnikom, ogranicza pole widzenia. Dostajemy tylko jeden obraz rzeczywistości, przefiltrowanej przez wrażliwość p. Duszejko, wrażliwość, która wykracza poza możliwość normalnego funkcjonowania w społeczeństwie i która prowadzi - albo jest - zwyczajnym szaleństwem. Widzimy nieprzyjazną człowiekowi, dziką Kotlinę Kłodzką i kilkoro niedostosowanych wrażliwców, którzy odnaleźli się na przekór wszystkiemu. Podoba mi się sposób, w jaki te małe kosmosy zostały opisane i jak ze swej inności, dzięki temu, że się odnalazły, czynią atut, potrafią się wspierać.
Świat stworzony w powieści jest dla mnie bardzo sugestywny. Mocno uogólniając i nie wchodząc w szczegóły, odbieram tę książkę jako opowieść o znikomości i bezsensowności ludzkiego życia w obliczu czasu i natury, i o nieosłoniętej niczym wrażliwości (fizycznej i psychicznej), która mając świadomość całego okrucieństwa świata, popada w obłęd. Dość długo i naiwnie wierzyłam w jakieś szczęśliwe zakończenie, a samo nazwisko p. Janiny kojarzyłam z powiedzeniem "dusza człowiek", niestety równie dobrze można je wywieść po prostu od "duszenia". Przyznam się jeszcze do czegoś, na wielu płaszczyznach p. Janina jest mi bliska i ciągle o niej myślę. Czytałam i dawałam się wciągnąć w dziwny świat Kotliny Kłodzkiej. Uwiódł mnie sposób kreowania przestrzeni i natury - nieprzyjaznej człowiekowi, odwiecznej.
Ostatnio jakoś najbardziej mi po drodze z literaturą zagranicznych autorów czytaną w przekładzie i często zastanawiam się, czy tłumacz poradził sobie ze swym zadaniem, bo czytam i czuję zgrzyty. "Prowadź swój pług..." pod tym względem było dla mnie prawdziwą przyjemnością, żadnego dysonansu, zgrabny, płynny tekst.
Jestem ciekawa, jak Wam się czytało.
Paulina
PS Nie podejmuję się tłumaczenia, Just, jeśli znajdziesz chwilkę, zapraszam.